sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 27



    Miałem ochotę je dogonić, ale jak zwykle "wielki" German musiał stchórzyć. Wyszedłem z gabinetu i zacząłem krążyć po salonie, byłem prawie bezradny. Wiedziałem, że nie przekonam jej aby została mimo wszystko jest strasznie uparta. Chciałem wychodzić z domu odpocząć, ale nie było na to czasu zawołałem Ramalla, a on po chwili pojawił się obok mnie.
   -Słuchaj, załatw mi bilet na lot do Madrytu który jest za godzinę muszę tam lecieć z nią. Kocham ją i nie stracę jej w takim momencie.Jeśli to zrobisz będę ci bardzo wdzięczny.- powiedziałem po czym pobiegłem do swojej sypialni. Usiadłem na chwilę na łóżku i myślałem o tym co się wydarzyło w ostanie parę minut. Uderzyło to we mnie jak jakaś fala Angie wyjeżdża, a ja ją tak kocham i jadę z nią. Najlepsze jest to że o moim wyjeździe nikt nie wie i znając życie ktoś udzieli mi jakiej "lekcji" co mam robić. Po chwili uświadomiłem sobie po co tu przyszedłem, wziąłem moją torbę ze starych lat kiedy trenowałem piłkę i wpakowałem do niej kilka potrzebnych mi rzeczy. Było ich trochę mało, ale jadę z pewnością że szybko wrócę a jak nie to kupie sobie coś, tylko gorzej będzie z moją pracą no ale wszystko się chyba ułoży. Torba była prawie pełna oprócz ciuchów spakowałem tam tableta, parę dokumentów potrzebnych do pracy której nie mogłem zostawić tak całkiem i  męskie "kosmetki", czyli woda kolońska, pianka do golenia itp. Byłem już gotowy, tylko nie wiedziałem czy Ramllo skombinował dla mnie bilet, bo jeśli nie na teraz polecę do niej następnym. Zszedłem na dół nie chciałem po sobie poznać zdenerwowania, które mi towarzyszyło od razu skierowałem się do gabinetu gdzie czekał na mnie Ramallo.
    -To co masz ten bilet?- zapytałem bo po jego minie nic nie wywnioskowałem.
    -Tak, ale powiedz mi jedno. Dlaczego tam jedziesz od tak, masz zamiar zostawić to wszystko? Pracę, dom, mnie, Olgę, Viole i oczywiście Angie?- po jego słowach uznałem, że nie słyszał naszej rozmowy, a Angie mu jeszcze nie powiedziała.
   -Słuchaj uważnie, jadę tam z Angie chociaż ona tego jeszcze nie wie. Angelika jest w szpitalu, a ona chce tam wyjechać na stałe, nie mogę jej teraz opuścić rozumiesz? Za wile dla mnie znaczy...- usiadłem na fotelu i schowałem głowę w dłoniach, teraz zdałem sobie sprawę, że bez Angeles mój świat jest niczym.
   -A co jeśli tam zostanie na zawsze ty z nią?- teraz chyba zrozumiał co czuję tylko jak zwykle zamiast pocieszyć on jak to on musiał mnie dobić jakimś ważnym pytaniem o którym nie myślałem wcześniej. Po chwili zastanowienia odpowiedziałem mu.
  -Nie wiem, czas pokaże ale teraz muszę się skupić na chwili obecnej.- byłem pewny siebie i czekałem na kolejne pytanie.
  -No tak, mam....- przerwał mu krzyk Violetty "Jesteśmy, tato zbieraj się jedziemy". Zapomniałem spakować walizki do samochodu, a Angie dowie się dopiero w samolocie, że z nią lecę. Przynajmniej taki miałem plan, ale Violi chciałem powiedzieć teraz.
  -Violetta!!!- krzyknąłem i czekałem aż przyjdzie
  -Tak?-weszła z uśmiechem na twarzy
  -Wyjeżdżam z Angie, tylko nie mów nic jej bądź cicho, jasne?!- starałem się być poważny i lekko groźny, aby nie wypaplała coś.
  -Czemu, przecież ona tam jedzie na stałe.
  -Cicho, kocham ją i nie stracę jej kolejny raz, dlatego chodź tu do taty.- rozłożyłem ręce w celu uścisku, a ona tylko się do mnie przykleiła szepnęła "Cieszę się, my damy radę nie martw się. Będziemy dzwonić".
       Parę minut później dojeżdżaliśmy do lotniska. Przez całą drogę była nawet wesoła atmosfera, chcieliśmy być szczęśliwi w tych "ostatnich chwilach" jak to powiedziała Angeles. Do odlotu samolotu zostało tylko...

Może być? Next już nie długo pozdrowionka.
 
GermiXD

2 komentarze:

  1. Ah... wzruszyłam się ;,-)
    Piękny rozdział :)
    Szczekam na kolejny ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział czekam na next . :)

    OdpowiedzUsuń